piątek, 10 maja 2013

Rozdział 4

Rozdział 4
Przeczytawszy część książki odłożyła na bok ciężkie, grube tomiszcze w pięknej skórzanej oprawie i uśmiechnęła się z rozmarzeniem. O miłości, którą w książce opisano marzyła od dawna, żyła nawet w czasach, w których się ona wydarzyła i doskonale znała zakochanego Kozaka, którego odrzuciła młoda Helena. Westchnęła cicho przymykając oczy i głaszcząc delikatnie okładkę "Ogniem i Mieczem" przymknęła oczy wspominając jej niedawną ekranizację, znała na pamięć wszystkie słowa, uwielbiała bohaterów, dzięki którym przypominała sobie stare czasy.
-"Przysięgam, że jeśli mnie tkniesz to się zabiję, choćbym i duszę zgubić miała"- zacytowała cicho. Po pomieszczeniu rozniósł się cichy szelest i już po chwili stał nad nią Kol, a po jego wargach błąkał się zawadiacki uśmiech.
-"Bądź ty spokojna. Ty dla mnie jak obraz w cerkwi, popatrzę na ciebie, oczy ucieszę i pójdę"- zaczął z perfekcyjnym, ukraińskim akcentem.
-"Jurko, wypuścić mnie" - kontynuowała nieco zaskoczona.
-"Albo ty w niewoli? Ty tutaj pani. Gdzie chcesz iść? Wszędy wojna."
-"Co ja ci zrobiłam, że chodzisz za mną jak nieszczęście?"- spytała zaintrygowana jak powie dalszą część, wczuwał się w odgrywaną rolę zaskarbiając sobie jej podziw i szacunek.
-" Co Ty mi zrobiła ja nie znaju, ale jeśli ja tobie nieszczęście ty mi także nieszczęście"- zamilkł na chwilę usatysfakcjonowany podziwem w brązowych oczach dziewczyny, które błyszczały niczym gwiazdy.- "Żebym ja ciebie nie kochał, byłbym ja wolny jak wiatr w polu i sławny jak sam Chmielnicki."- Podniósł nieznacznie głos, który doskonale modulował. 
-Piękny akcent- pochwaliła, a on cofnął się o dwa kroki i zgiął w głębokim ukłonie, godnym Kozaka.
-Dziękuję- mruknął leniwym tonem i uśmiechnął się znów do niej. 
    Spoglądała na niego  z zaintrygowaniem, a jej oczy migotały. Tak wiele pytań cisnęło się  na usta, znała niewiele osób, które interesowały się historią, a tym bardziej siedemnastym wiekiem w Polsce i na Ukrainie. Przechyliła lekko głowę, a rozpuszczone, ciemne włosy opadły na ramiona i pierś, muskały lekko szyję i białe poduszki. Czytał? Oglądał? Czy tak jak ona przeżył wszystko osobiście? W końcu był Pierwotnym, żył dłużej niż ona i także mógł pozwolić sobie na podróże. Że dobrze znał świat była przekonana, w końcu akcent ukraiński nie był łatwy, tym bardziej, gdy mówiło się po angielsku. Po chwili zastanowienia usiadła tym samym robiąc miejsce i poklepała wolną część kanapy, którą od razu zajął, pod jej czujnym, zaintrygowanym wzrokiem.
-Nie patrz tak na mnie.- Zaśmiał się krótko i rozsiadł wygodniej na wąskiej sofie.- Jeśli jesteś ciekawa po prostu pytaj, może ci odpowiem- dodał z łobuzerskimi błyskami w orzechowych oczach.
-Skąd znasz ten tekst?- zaczęła zaciekawiona.
-Bywałem tu i ówdzie, zawsze lubiłem podróże- odpowiedział ze spokojem.
-Czytałeś, oglądałeś?
-I to, i to- potwierdził. Był coraz bardziej rozbawiony, wiedział doskonale, że pytanie, na które odpowiedź ją interesowała postanowiła zostawić na koniec. Nie chciał jej męczyć, więc nie czekał na pytania, sam zaczął mówić, niech w ramach podziękowania za ratunek zna jego łaskę.- Wraz z Elijah, moim starszym bratem, na pewien czas wyjechaliśmy do Polski. Poznałem Skrzetuskiego w roku 1467, byłem w pobliżu, gdy poznawał swoją piękną Helenę, widziałem jak Bohun zabija jej rodzinę, pasowałby do mojej rodziny, był tak samo mściwy jak my- dodał mimochodem. Uśmiechnęła się pod nosem i przytaknęła skinieniem głowy, o tak, z pewnością Jurko Bohun był mściwy, ale także nieszczęśliwie zakochany, przez swe okrucieństwo nie miał szans na odwzajemnione uczucie, a tym bardziej nie gdy zabił bliskich ukochanej.
-Jak Klaus- mruknęła pod nosem. Swoim stwierdzeniem nie zbiła go z tropu, pozwoliła by czytał z jej twarzy jak z otwartej księgi, od razu wiedział, że tak jak i on, ona myśli o młodym Kozaku, Bohunie.
-W istocie, jak Klaus, mości panno.- Dalej siedząc wykonał nieco pokraczny ukłon, co najmniej jakby chciał głową dotknąć siedzenia. Roześmiała się cicho patrząc na niego wesoło zaraz jednak spoważniała, młody hybryda przebudził się już i uderzał teraz w drzwi piwnicy chcąc, by go wypuściła.
-Cicho, Derek!- zawołała rozkazująco.- Najedz się i idź spać, w najbliższym czasie piwnicy nie opuścisz, kara musi być- dodała głośno. Hałasy umilkły, słyszała tylko ciche skrzypienie, gdy posłusznie schodził z kilku schodków na dół i zajmował miejsce na kanapie.
-Wracając do rozmowy- zaczął znów Kol, od razu wbiła w niego wzrok.
-Tak?
-Skąd ty znałaś słowa? Bo chyba nie tylko o książkę i film tu chodzi?- spytał.
-W istocie, oglądałam także serial- odparła zawadiacko, a widząc jak chłopak marszczy brwi, niezadowolony, pokręciła lekko głową.- I ja tam byłam także, myślisz, że dlaczego Bohun tak szybko zdrowiał? Przecież ani to zasługa Rzędziana, ani Zagłoby, a chleba z pajęczyną tym bardziej nie. (Chleb zagniatany z pajęczyną, używany do opatrywania ran, pomagał w ich gojeniu, wkładany do opatrunku).

środa, 8 maja 2013

Rozdział 3

Rozdział 3
     Odskoczyła zwinnie, w drobnej dłoni mocno trzymała miseczkę z lekarstwem. Z niezadowoleniem spojrzała na chłopaka i lekko przechyliła głowę, wargi wykrzywiła w ponurym grymasie.
-Bądź mężczyzną, Kol- skarciła go. Słysząc ją uśmiechnął się pogardliwie, lecz nie skomentował jej słów. Położył się znów pozwalając jej tym samym na rozprowadzenie specyfiku po wysportowanym, poranionym ciele. Ból szarpał nim całym, ale nie reagował, nie tym razem. Obserwował sufit i wsłuchiwał się w delikatne ruchy, które wykonywała jego nowa znajoma. Gdy wyjęła telefon i włączyła cichą muzykę, a piosenka, którą słyszał po raz pierwszy rozbrzmiała w pomieszczeniu uśmiechnął się lekko. Przymknął powieki oddając się łagodnej melodii, która jakby odpędzała od niego ból. Cały tors poczerwieniał, maść parowała sycząc przy tym głośno, lecz on nie zwracał już na to uwagi, kochał muzykę i doskonale potrafił oddzielić duszę od ciała, przynajmniej teoretycznie, słuchając muzyki przestawał odczuwać cierpienie, zbyt zajęty melodią kołyszącą go do snu. 
    Jak tylko zasnął włączyła wieżę stojącą na parapecie i wyłączając muzykę w telefonie wyszła z sypialni. Po zamknięciu drzwi bezszelestnie zbliżyła się do przyjaciela, który leżąc wygodnie na kanapie oglądał telewizję. Skrzywiła się, gdy spojrzał na nią z niezadowoleniem.
-Nie zdechłby, a teraz mamy go na karku. Lily, do diaska, sprowadziłaś nam tu pierwotnego!- warknął podrywając się. Chwycił ją za szyję i pchnął w stronę ściany, jego oczy z gniewu rozbłysły żółcią. Zaskoczona przełknęła ślinę,  lecz czując jak mocniej zaciska palce wbiła paznokcie w jego dłoń.
-Puszczaj, Derek- wydusiła z siebie. Jej głos był ochrypły i łamał się, nie musiała co prawda oddychać, lecz mężczyzna w gniewie poranił jej struny głosowe.-Derek- syknęła, cichła z każdą sekundą.
-Esther nas zabije, tego chciałaś?- warknął w odpowiedzi. Zsunął dłonie z jej gardła na nadgarstki i zaczął wbijać w nie swoje palce.
-Derek- wyszeptała znów. Gdy nie zareagował jej twarz zobojętniała i tylko oczy błyszczały złowrogo, wiedziała, że jeśli się nie opanuje będzie musiała zaatakować, by ratować życie, głodne hybrydy były nieobliczalne, a on był bardzo głodny i bardzo zły.
   Gwałtowne szarpnięcie uwolniło ją z mocnego uścisku, smukłe ciało hybrydy wbiło się w ścianę, a ona zamrugała zaskoczona. Domyślała się kim jest jej obrońca była jednak zdziwiona, że poruszał się szybko i bezszelestnie, mimo wieku i bystrego wzroku nie była wstanie go dojrzeć.
-Puszczaj!- krzyk młodego mieszańca był gniewny, przepełniony nienawiścią.
-Milcz- odpowiedź nadeszła natychmiast, głos szatyna był obojętny, twarz jakby wykuta w kamieniu. Chłopak chwycił kark przeciwnika i skręcił go jednym ruchem.- Jak się czujesz, Lilianno?- spytał.
-Nie jest źle- odpowiedziała dobrze wiedząc, że nie obchodzi go jej odpowiedź. Spojrzał na nią bystrze i pojawił się przed nią nim zdążyła mrugnąć, położył dłoń na jej szyi, a ona od razu ją od trąciła.- Jak śmiesz?
-Nie znasz słowa dziękuję, Lil?- mruknął w odpowiedzi, uśmiechał się prowokująco.

-Palant z ciebie, Kol- odparła od razu.- Ale dziękuję...choć poradziłabym sobie sama- dodała patrząc wyniośle w jego brązowe oczy.
-Poradziłabyś sobie sama?- powtórzył z namysłem.- Nigdy w to nie wątpiłem.- Uśmiechnął się złośliwie, a jego dłoń z powrotem wylądowała na łabędziej szyi dziewczyny.- Nie mów tyle, przecież jeszcze się nie zagoiło- mruknął z niezadowoleniem. Prychnęła cicho, lecz milczała posłusznie i nie odezwała się słowem, nawet gdy długie palce muskały jej szyję, masowały krtań. Po chwili odsunął się dalej uśmiechając i bez słowa wrócił do pokoju. Pokręciła lekko głową, a jej oczy rozbłysły rozbawieniem. Mógł sobie być kim chciał, przynajmniej się nie nudziła... Wzruszyła lekko ramionami i chwyciła za ramiona nieprzytomnego towarzysza z wprawą zanosząc go do piwnicy. Zostawiwszy go na wyświechtanej kanapie doniosła kilka torebek z krwią i opuszczając pomieszczenie zamknęła je na klucz. Wzięła kąpiel, po ubraniu krótkich, brązowych spodenek i szarego podkoszulka z gotyckimi, czerwonymi literami tworzącymi jej imię, dostała ją na urodziny od Dereka. Położyła się na granatowej sofie i okryła kocem zabierając do lektury.
-Głupi pierwotny- zamruczała pod nosem.
-Słyszałem!- zawołał przekrzykując muzykę, którą od pewnej chwili rozbrzmiewała znacznie głośniej. Nie odpowiedziała, jedynie przewróciła oczami.

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 2

Rozdział 2
    Spojrzała na niego z namysłem niepewna czy wyjaśnić, lecz po chwili doszła do wniosku, że on i tak nikomu nie powie, z tego co słyszała od Esther jej syn był niebezpieczny, szalony i impulsywny, lecz potrafił dochować tajemnicy. Z westchnięciem skinęła lekko głową.
-Dobrze, zaraz wrócę i ci powiem- obiecała. Zniknęła, by zaraz pojawić się z dwoma szklankami krwi i podsunąć mu jedną do ust.- Sądzę jednak, że przedtem powinieneś odpocząć- stwierdziła. Odebrał jej szklankę i wypił wszystko jednym haustem, nie odrywał od niej wzroku, przeszywającego, ponaglającego.- No dobrze, już dobrze- wymamrotała pod nosem i zanurzyła wargi w swoim "napoju".- Dobrze, więc, musimy się nieco cofnąć w czasie.
 ~
Była ledwie żywa, ciało poranione, niemożliwe do rozpoznania. Łkała cicho doskonale wiedząc, że umiera jako ostatnia, jej rodzina już dawno zmarła od ran, które zadał im Mikael, pierwotny wampir i zabójca swego gatunku. Zaatakował ich, mimo że byli ludźmi, nienawidził nieposłuszeństwa, a nikt nie chciał wyjawić mu gdzie podziewa się Elijah, któremu wszyscy zawdzięczali życie. Tak szybko jak się pojawił zniknął pozostawiając po sobie jedynie zapach śmierci. Przy drgającym z bólu ciele pojawiła się blondynka ubrana w brązową, spraną suknię i napoiła ledwo żywą dziewczynę wampirzą krwią jednego ze swoich potomków.
(...)
-Mój mąż, Mikael nie chciał nikogo skrzywdzić- tłumaczyła kobieta starając się uspokoić roztrzęsioną, młodą wampirzycę.- On po prostu chce zabić zło, które pogrąża ten świat i w tym celu nie przebiera w środkach, kochana. Rozumiesz?
-Możemy założyć, że rozumiem, pani...- odpowiedziała cicho, otarła kilka łez spływających po policzkach i przybrała beznamiętny wyraz twarzy. 
-Od dziś zawsze będę z tobą, możesz mi mówić matko- przerwała jej kobieta. Pokiwała lekko głową, zrobiła to bez namysłu choć miała wielką ochotę zaprotestować, nie można kogoś tytułować "matką" od tak, dla czyjegoś widzi mi się. - Chciałabyś podróżować?
-Bardzo- potwierdziła ze smutnym uśmiechem i usiadła na wilgotnym mchu.
-Wkrótce wyruszymy w podróż, dziecko. Wiedz jednak, że jeśli spotkamy moje potomstwo nie powinnaś z nimi rozmawiać. Wszyscy są niebezpieczni i to bardziej niż wszyscy zauważają, jedynie najstarszy, Finn, rozumie wszystko, lecz mimo tego nie powstrzymuje swej natury. Elijah jest honorowy oraz lojalny, jego powinnaś obawiać się najmniej. Z kolei Rebekah jest podobna do ciebie, przynajmniej z pozoru, w rzeczywistości jest bardzo rozpieszczona i idzie do swego celu po trupach. Wystrzegaj się Kola, najmłodszego z moich żyjących synów, każdy jest przy nim zagrożony, kieruje się impulsywnością i agresją, nikogo nie lubi i z nikim nie potrafi współpracować, nie warto zadawać się z takim arogancką istotą, dziecino. Niestety jest także Niklaus, o wiele gorszy od Kola, lecz tylko przez swą dwoistą naturę, jest nie tylko wampirem, ale i wilkołakiem, żałosny mieszaniec zabijający wszystkich i wszystko, przez niego tak cierpię- wyrzuciła z siebie . Zaskoczona Lilianna zamrugała machinalnie jej przytakując, choć pojawił się w niej gniew. Nie rozumiała jak można w taki sposób mówić o swoich dzieciach.
~
     Szybki bieg, długi i męczący pozbawiał ją chęci do życia. Nie męczyła się nim, przynajmniej nie fizycznie, ale wieczna ucieczka wymęczyła jej psychikę. Dół długiej, ciemnozielonej sukni był w strzępach, przód gorsetu zakrwawiony, a tył rozwiązany. 
-Dlaczego uciekamy, matko?- spytała przestraszona, nie bała się ścigającego ich mężczyzny, lecz przerażała ją atmosfera lasu, ciemnego, nieprzeniknionego mroku, który go otaczał.
-Niklaus- odpowiedziała kobieta cicho.- Jest w mieście, w lesie, poluje- dodała szybko i chwyciła ją za nadgarstek wciągając do najbliższej jaskini. 
~
-Kobieta, o której opowiedziałaś to moja matka?- mruknął z kpiącym uśmiechem.- Cóż... Nigdy nie była zbyt kochająca, ale kto by się spodziewał, że ma o nas aż tak złe zdanie- przewrócił oczami i położył się leniwie. Prychnęła cicho i bez mrugnięcia okiem pozbawiła go wygniecionej, zakrwawionej koszuli, a zaraz potem poszarpanych spodni. Chłopak obserwował ją cały czas z drwiącymi błyskami w brązowych oczach, lecz nie zwracała na to uwagi.  Przywołała swojego towarzysza, którzy obdarzył "gościa" nieufnym, lodowatym spojrzeniem, dostarczył miskę z zieloną paćką i opuścił pomieszczenie.
-Zaboli- uprzedziła wesołym głosem, nim zajęła się pozostałymi ranami.
-Cholera- warknął głośno. Roześmiała się cicho, doskonale wiedziała, że lekarstwo, które wsmarowywała w jego rany nie tylko bardzo mocno pachnie zgnilizną, lecz także nie należy do najprzyjemniejszych, nim zacznie dezynfekować i goić rany najpierw wżera się w skórę pogłębiając ból.- Sadystka- wysyczał poderwawszy się i tylko dzięki przeszywającemu bólowi wywołanemu przez zioła oraz swojej zwinności nie rozpłaszczyła się na ścianie bądź podłodze.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 1

Rozdział 1

-Derek!- wykrzyknęła głośno. Po chwili zawstydzona zasłoniła usta drobną dłonią. Wysoki , ciemnowłosy chłopak o orzechowych oczach odwrócił się z wdziękiem w jej stronę, był jedną z hybryd stworzonych przez Niklausa Mikaelsona, dzięki krwi Eleny Gilbert.
-To zachowanie nie przystoi damie- oznajmił naśladując ton  pierwotnej czarownicy. Esther opuściła ją już dawno temu zostawiając samej sobie w ciemnym, pełnym wilkołaków lesie, więc teraz słysząc go wykrzywiła wargi w pogardliwym grymasie.
-Odpuść sobie- prychnęła.
-Przecież wiem, że za nią tęsknisz.- Uśmiechnął się łobuzersko. Przyciągnął ją do siebie i objął mocno, a ona przylgnęła policzkiem to nagiego torsu mieszańca. Irytował ją, czasami miała dosyć i planowała morderstwo, ale kochała go jak brata, był jedną z niewielu osób, które się dla niej liczyły.
-Jesteś palantem- mruknęła z niechęcią.
-Wiem- odpowiedział  od razu i zmierzwił jej długie, brązowe włosy.  Warknęła gniewnie w ramach protestu i odskoczyła na bezpieczną odległość, a na nim wylądował nieprzytomny brązowowłosy chłopach, o  pełnej bólu twarzy. Jego smukłe, wysportowane ciało, wygięte pod dziwnym kątem pojawiając się znikąd sprawiło, że teraz zarówno on jak i hybryda z głośnym hukiem wylądowali na usłanej liśćmi ziemi. Z zaniepokojeniem pojawiła się przy nich i spojrzała na obcego, nie zwracała najmniejszej uwagi na przeklinającego towarzysza dopóki nie zrzucił z siebie rannego chłopaka.
-Co robisz?- syknęła karcąco.
-To wampir, inaczej by nie przeżył- odpowiedział z niezadowoleniem.
-Domyśliłam się, pomóż mi przenieść go do domu- rozkazała i musnęła palcami okaleczoną twarz obcego. Zaraz potem odskoczyła z warknięciem i chwyciła się za poparzoną dłoń.- Werbena- wyjaśniła i pogoniła go ruchem dłoni.
            Szatyn posłusznie zaniósł go do sypialni wampirzycy i położył na łóżku, które okryła kocem, by nie zabrudzić świeżej pościeli. Zniknęła na chwilę, by zaraz wrócić z dwoma ręcznikami, miską pełną ciepłej wody i szklanką krwi.
-Wyjdź- rzuciła beznamiętnie w jego stronę. Zanurzyła kawałek jednego z ręczników w wodzie i zaczęła zmywać werbenę z twarzy obcego.- Kim ty jesteś co? Wyglądasz znajomo- zamruczała pod nosem po dłuższym czasie, gdy rany z wolna zaczynały się goić i można było odróżnić rysy.
-A ty?- Usłyszała w odpowiedzi przez co wzdrygnęła się zaskoczona, tak skupiła się na zmywaniu werbeny, że nie zauważyła, gdy się obudził.
-Lilianna Shetani- odparła ze spokojem i zanurzyła w krystalicznej wodzie czysty koniec ręcznika, otarła jego poranione wargi, szyję oraz brodę.
-Kol Mikaelson- odpowiedział,  otworzył  bystre, nieco zaczerwienione oczy. Spoglądał na nią uważnie, z zainteresowaniem, lecz zaraz je zamknął, nie wygoiły się całkowicie i zaczynały lekko łzawić.
-Pierwotny- stwierdziła wstrząśnięta.- Spróbujesz sam usiąść?- dodała po chwili. Bez najmniejszego problemu usiadł choć jego wargi wykrzywiły się w nieznacznym grymasie.- Pij.- Podsunęła mu do ust szklankę ze szpitalną krwią.- Wybacz, ale nie mam nic świeżego.- Odstawiła pustą szklankę na bok i uśmiechnęła się słabo, wyglądał znacznie lepiej co ją satysfakcjonowało, lecz niepokoiła się, w końcu był pierwotnym, kto mógł go tak urządzić?
-Zastanawiasz się, jak do tego doszło- zauważył, obserwował ją od dłuższego czasu, lecz ona zamyślona niczego nie zauważyła. Wzdrygnęła się lekko.
-Masz mnie.- Zaśmiała się ukrywając zmieszanie.
-Powiedzmy, że… nie jestem z matką w najlepszych kontaktach.
-Esther- wyszeptała. Spojrzał na nią marszcząc brwi.
-Skąd wiesz? I nie próbuj unikać odpowiedzi, szczerość za szczerość- dodał, gdy spojrzała przez ramię i podniosła się zwinnie.
-W porządku- westchnęła ciężko.- No cóż…

wtorek, 16 kwietnia 2013

Prolog

Prolog

            Biegła, coraz szybciej, z każdą sekundą. Była wampirem, nic jej nie ograniczało ani nie spowalniało, a męczył ją jedynie strach, przeszywający serce i całe ciało. Potknęła się, po raz pierwszy od przemiany i wywróciła na mokrą od deszczu ziemię. Zasłoniła rękoma twarz, ochroniła się przed poranieniem twarzy oraz ubrudzeniem jej, przyszywana matka nie byłaby zadowolona widząc ją taką.
-Lilianno!- Jak tylko wpadła do małej chatki na skraju lasu rozniósł się po niej wściekły głos.- Jak ty wyglądasz, dziewczyno? Damie nie przystoi wiecznie się brudzić!-  Potaknęła cicho i przygryzła dolną wargę, było jej żal, że kobieta nigdy się nią nie zainteresowała, a przynajmniej nie w ten pozytywny sposób…
-Wybacz mi, matko. Ktoś mnie gonił- wyszeptała uzyskawszy pozwolenie. Podniosła głowę i spojrzała w zaniepokojone, brązowe oczy blondynki.
-Umyj się, przebierz i do łóżka, dziecko.- Złagodniała i nawet przeczesała palcami jej ubłocone włosy.- Śpij dobrze- dodała, pogoniła ją ruchem dłoni.
-Dobrej nocy, matko- odpowiedziała i przed opuszczeniem małej izby dygnęła lekko.


***
Nagłówek zmienię w wolnej chwili x)
Jak wrażenia po prologu? Zapraszam na love-forbes.blogspot.com