Rozdział 3
Odskoczyła zwinnie, w drobnej dłoni mocno trzymała miseczkę z lekarstwem. Z niezadowoleniem spojrzała na chłopaka i lekko przechyliła głowę, wargi wykrzywiła w ponurym grymasie.
-Bądź mężczyzną, Kol- skarciła go. Słysząc ją uśmiechnął się pogardliwie, lecz nie skomentował jej słów. Położył się znów pozwalając jej tym samym na rozprowadzenie specyfiku po wysportowanym, poranionym ciele. Ból szarpał nim całym, ale nie reagował, nie tym razem. Obserwował sufit i wsłuchiwał się w delikatne ruchy, które wykonywała jego nowa znajoma. Gdy wyjęła telefon i włączyła cichą muzykę, a piosenka, którą słyszał po raz pierwszy rozbrzmiała w pomieszczeniu uśmiechnął się lekko. Przymknął powieki oddając się łagodnej melodii, która jakby odpędzała od niego ból. Cały tors poczerwieniał, maść parowała sycząc przy tym głośno, lecz on nie zwracał już na to uwagi, kochał muzykę i doskonale potrafił oddzielić duszę od ciała, przynajmniej teoretycznie, słuchając muzyki przestawał odczuwać cierpienie, zbyt zajęty melodią kołyszącą go do snu.
Jak tylko zasnął włączyła wieżę stojącą na parapecie i wyłączając muzykę w telefonie wyszła z sypialni. Po zamknięciu drzwi bezszelestnie zbliżyła się do przyjaciela, który leżąc wygodnie na kanapie oglądał telewizję. Skrzywiła się, gdy spojrzał na nią z niezadowoleniem.
-Nie zdechłby, a teraz mamy go na karku. Lily, do diaska, sprowadziłaś nam tu pierwotnego!- warknął podrywając się. Chwycił ją za szyję i pchnął w stronę ściany, jego oczy z gniewu rozbłysły żółcią. Zaskoczona przełknęła ślinę, lecz czując jak mocniej zaciska palce wbiła paznokcie w jego dłoń.
-Puszczaj, Derek- wydusiła z siebie. Jej głos był ochrypły i łamał się, nie musiała co prawda oddychać, lecz mężczyzna w gniewie poranił jej struny głosowe.-Derek- syknęła, cichła z każdą sekundą.
-Esther nas zabije, tego chciałaś?- warknął w odpowiedzi. Zsunął dłonie z jej gardła na nadgarstki i zaczął wbijać w nie swoje palce.
-Derek- wyszeptała znów. Gdy nie zareagował jej twarz zobojętniała i tylko oczy błyszczały złowrogo, wiedziała, że jeśli się nie opanuje będzie musiała zaatakować, by ratować życie, głodne hybrydy były nieobliczalne, a on był bardzo głodny i bardzo zły.
Gwałtowne szarpnięcie uwolniło ją z mocnego uścisku, smukłe ciało hybrydy wbiło się w ścianę, a ona zamrugała zaskoczona. Domyślała się kim jest jej obrońca była jednak zdziwiona, że poruszał się szybko i bezszelestnie, mimo wieku i bystrego wzroku nie była wstanie go dojrzeć.
-Puszczaj!- krzyk młodego mieszańca był gniewny, przepełniony nienawiścią.
-Milcz- odpowiedź nadeszła natychmiast, głos szatyna był obojętny, twarz jakby wykuta w kamieniu. Chłopak chwycił kark przeciwnika i skręcił go jednym ruchem.- Jak się czujesz, Lilianno?- spytał.
-Nie jest źle- odpowiedziała dobrze wiedząc, że nie obchodzi go jej odpowiedź. Spojrzał na nią bystrze i pojawił się przed nią nim zdążyła mrugnąć, położył dłoń na jej szyi, a ona od razu ją od trąciła.- Jak śmiesz?
-Nie znasz słowa dziękuję, Lil?- mruknął w odpowiedzi, uśmiechał się prowokująco.
-Palant z ciebie, Kol- odparła od razu.- Ale dziękuję...choć poradziłabym sobie sama- dodała patrząc wyniośle w jego brązowe oczy.
-Poradziłabyś sobie sama?- powtórzył z namysłem.- Nigdy w to nie wątpiłem.- Uśmiechnął się złośliwie, a jego dłoń z powrotem wylądowała na łabędziej szyi dziewczyny.- Nie mów tyle, przecież jeszcze się nie zagoiło- mruknął z niezadowoleniem. Prychnęła cicho, lecz milczała posłusznie i nie odezwała się słowem, nawet gdy długie palce muskały jej szyję, masowały krtań. Po chwili odsunął się dalej uśmiechając i bez słowa wrócił do pokoju. Pokręciła lekko głową, a jej oczy rozbłysły rozbawieniem. Mógł sobie być kim chciał, przynajmniej się nie nudziła... Wzruszyła lekko ramionami i chwyciła za ramiona nieprzytomnego towarzysza z wprawą zanosząc go do piwnicy. Zostawiwszy go na wyświechtanej kanapie doniosła kilka torebek z krwią i opuszczając pomieszczenie zamknęła je na klucz. Wzięła kąpiel, po ubraniu krótkich, brązowych spodenek i szarego podkoszulka z gotyckimi, czerwonymi literami tworzącymi jej imię, dostała ją na urodziny od Dereka. Położyła się na granatowej sofie i okryła kocem zabierając do lektury.
-Głupi pierwotny- zamruczała pod nosem.
-Słyszałem!- zawołał przekrzykując muzykę, którą od pewnej chwili rozbrzmiewała znacznie głośniej. Nie odpowiedziała, jedynie przewróciła oczami.
Jak tylko zasnął włączyła wieżę stojącą na parapecie i wyłączając muzykę w telefonie wyszła z sypialni. Po zamknięciu drzwi bezszelestnie zbliżyła się do przyjaciela, który leżąc wygodnie na kanapie oglądał telewizję. Skrzywiła się, gdy spojrzał na nią z niezadowoleniem.
-Nie zdechłby, a teraz mamy go na karku. Lily, do diaska, sprowadziłaś nam tu pierwotnego!- warknął podrywając się. Chwycił ją za szyję i pchnął w stronę ściany, jego oczy z gniewu rozbłysły żółcią. Zaskoczona przełknęła ślinę, lecz czując jak mocniej zaciska palce wbiła paznokcie w jego dłoń.
-Puszczaj, Derek- wydusiła z siebie. Jej głos był ochrypły i łamał się, nie musiała co prawda oddychać, lecz mężczyzna w gniewie poranił jej struny głosowe.-Derek- syknęła, cichła z każdą sekundą.
-Esther nas zabije, tego chciałaś?- warknął w odpowiedzi. Zsunął dłonie z jej gardła na nadgarstki i zaczął wbijać w nie swoje palce.
-Derek- wyszeptała znów. Gdy nie zareagował jej twarz zobojętniała i tylko oczy błyszczały złowrogo, wiedziała, że jeśli się nie opanuje będzie musiała zaatakować, by ratować życie, głodne hybrydy były nieobliczalne, a on był bardzo głodny i bardzo zły.
Gwałtowne szarpnięcie uwolniło ją z mocnego uścisku, smukłe ciało hybrydy wbiło się w ścianę, a ona zamrugała zaskoczona. Domyślała się kim jest jej obrońca była jednak zdziwiona, że poruszał się szybko i bezszelestnie, mimo wieku i bystrego wzroku nie była wstanie go dojrzeć.
-Puszczaj!- krzyk młodego mieszańca był gniewny, przepełniony nienawiścią.
-Milcz- odpowiedź nadeszła natychmiast, głos szatyna był obojętny, twarz jakby wykuta w kamieniu. Chłopak chwycił kark przeciwnika i skręcił go jednym ruchem.- Jak się czujesz, Lilianno?- spytał.
-Nie jest źle- odpowiedziała dobrze wiedząc, że nie obchodzi go jej odpowiedź. Spojrzał na nią bystrze i pojawił się przed nią nim zdążyła mrugnąć, położył dłoń na jej szyi, a ona od razu ją od trąciła.- Jak śmiesz?
-Nie znasz słowa dziękuję, Lil?- mruknął w odpowiedzi, uśmiechał się prowokująco.
-Palant z ciebie, Kol- odparła od razu.- Ale dziękuję...choć poradziłabym sobie sama- dodała patrząc wyniośle w jego brązowe oczy.
-Poradziłabyś sobie sama?- powtórzył z namysłem.- Nigdy w to nie wątpiłem.- Uśmiechnął się złośliwie, a jego dłoń z powrotem wylądowała na łabędziej szyi dziewczyny.- Nie mów tyle, przecież jeszcze się nie zagoiło- mruknął z niezadowoleniem. Prychnęła cicho, lecz milczała posłusznie i nie odezwała się słowem, nawet gdy długie palce muskały jej szyję, masowały krtań. Po chwili odsunął się dalej uśmiechając i bez słowa wrócił do pokoju. Pokręciła lekko głową, a jej oczy rozbłysły rozbawieniem. Mógł sobie być kim chciał, przynajmniej się nie nudziła... Wzruszyła lekko ramionami i chwyciła za ramiona nieprzytomnego towarzysza z wprawą zanosząc go do piwnicy. Zostawiwszy go na wyświechtanej kanapie doniosła kilka torebek z krwią i opuszczając pomieszczenie zamknęła je na klucz. Wzięła kąpiel, po ubraniu krótkich, brązowych spodenek i szarego podkoszulka z gotyckimi, czerwonymi literami tworzącymi jej imię, dostała ją na urodziny od Dereka. Położyła się na granatowej sofie i okryła kocem zabierając do lektury.
-Głupi pierwotny- zamruczała pod nosem.
-Słyszałem!- zawołał przekrzykując muzykę, którą od pewnej chwili rozbrzmiewała znacznie głośniej. Nie odpowiedziała, jedynie przewróciła oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz