piątek, 3 maja 2013

Rozdział 2

Rozdział 2
    Spojrzała na niego z namysłem niepewna czy wyjaśnić, lecz po chwili doszła do wniosku, że on i tak nikomu nie powie, z tego co słyszała od Esther jej syn był niebezpieczny, szalony i impulsywny, lecz potrafił dochować tajemnicy. Z westchnięciem skinęła lekko głową.
-Dobrze, zaraz wrócę i ci powiem- obiecała. Zniknęła, by zaraz pojawić się z dwoma szklankami krwi i podsunąć mu jedną do ust.- Sądzę jednak, że przedtem powinieneś odpocząć- stwierdziła. Odebrał jej szklankę i wypił wszystko jednym haustem, nie odrywał od niej wzroku, przeszywającego, ponaglającego.- No dobrze, już dobrze- wymamrotała pod nosem i zanurzyła wargi w swoim "napoju".- Dobrze, więc, musimy się nieco cofnąć w czasie.
 ~
Była ledwie żywa, ciało poranione, niemożliwe do rozpoznania. Łkała cicho doskonale wiedząc, że umiera jako ostatnia, jej rodzina już dawno zmarła od ran, które zadał im Mikael, pierwotny wampir i zabójca swego gatunku. Zaatakował ich, mimo że byli ludźmi, nienawidził nieposłuszeństwa, a nikt nie chciał wyjawić mu gdzie podziewa się Elijah, któremu wszyscy zawdzięczali życie. Tak szybko jak się pojawił zniknął pozostawiając po sobie jedynie zapach śmierci. Przy drgającym z bólu ciele pojawiła się blondynka ubrana w brązową, spraną suknię i napoiła ledwo żywą dziewczynę wampirzą krwią jednego ze swoich potomków.
(...)
-Mój mąż, Mikael nie chciał nikogo skrzywdzić- tłumaczyła kobieta starając się uspokoić roztrzęsioną, młodą wampirzycę.- On po prostu chce zabić zło, które pogrąża ten świat i w tym celu nie przebiera w środkach, kochana. Rozumiesz?
-Możemy założyć, że rozumiem, pani...- odpowiedziała cicho, otarła kilka łez spływających po policzkach i przybrała beznamiętny wyraz twarzy. 
-Od dziś zawsze będę z tobą, możesz mi mówić matko- przerwała jej kobieta. Pokiwała lekko głową, zrobiła to bez namysłu choć miała wielką ochotę zaprotestować, nie można kogoś tytułować "matką" od tak, dla czyjegoś widzi mi się. - Chciałabyś podróżować?
-Bardzo- potwierdziła ze smutnym uśmiechem i usiadła na wilgotnym mchu.
-Wkrótce wyruszymy w podróż, dziecko. Wiedz jednak, że jeśli spotkamy moje potomstwo nie powinnaś z nimi rozmawiać. Wszyscy są niebezpieczni i to bardziej niż wszyscy zauważają, jedynie najstarszy, Finn, rozumie wszystko, lecz mimo tego nie powstrzymuje swej natury. Elijah jest honorowy oraz lojalny, jego powinnaś obawiać się najmniej. Z kolei Rebekah jest podobna do ciebie, przynajmniej z pozoru, w rzeczywistości jest bardzo rozpieszczona i idzie do swego celu po trupach. Wystrzegaj się Kola, najmłodszego z moich żyjących synów, każdy jest przy nim zagrożony, kieruje się impulsywnością i agresją, nikogo nie lubi i z nikim nie potrafi współpracować, nie warto zadawać się z takim arogancką istotą, dziecino. Niestety jest także Niklaus, o wiele gorszy od Kola, lecz tylko przez swą dwoistą naturę, jest nie tylko wampirem, ale i wilkołakiem, żałosny mieszaniec zabijający wszystkich i wszystko, przez niego tak cierpię- wyrzuciła z siebie . Zaskoczona Lilianna zamrugała machinalnie jej przytakując, choć pojawił się w niej gniew. Nie rozumiała jak można w taki sposób mówić o swoich dzieciach.
~
     Szybki bieg, długi i męczący pozbawiał ją chęci do życia. Nie męczyła się nim, przynajmniej nie fizycznie, ale wieczna ucieczka wymęczyła jej psychikę. Dół długiej, ciemnozielonej sukni był w strzępach, przód gorsetu zakrwawiony, a tył rozwiązany. 
-Dlaczego uciekamy, matko?- spytała przestraszona, nie bała się ścigającego ich mężczyzny, lecz przerażała ją atmosfera lasu, ciemnego, nieprzeniknionego mroku, który go otaczał.
-Niklaus- odpowiedziała kobieta cicho.- Jest w mieście, w lesie, poluje- dodała szybko i chwyciła ją za nadgarstek wciągając do najbliższej jaskini. 
~
-Kobieta, o której opowiedziałaś to moja matka?- mruknął z kpiącym uśmiechem.- Cóż... Nigdy nie była zbyt kochająca, ale kto by się spodziewał, że ma o nas aż tak złe zdanie- przewrócił oczami i położył się leniwie. Prychnęła cicho i bez mrugnięcia okiem pozbawiła go wygniecionej, zakrwawionej koszuli, a zaraz potem poszarpanych spodni. Chłopak obserwował ją cały czas z drwiącymi błyskami w brązowych oczach, lecz nie zwracała na to uwagi.  Przywołała swojego towarzysza, którzy obdarzył "gościa" nieufnym, lodowatym spojrzeniem, dostarczył miskę z zieloną paćką i opuścił pomieszczenie.
-Zaboli- uprzedziła wesołym głosem, nim zajęła się pozostałymi ranami.
-Cholera- warknął głośno. Roześmiała się cicho, doskonale wiedziała, że lekarstwo, które wsmarowywała w jego rany nie tylko bardzo mocno pachnie zgnilizną, lecz także nie należy do najprzyjemniejszych, nim zacznie dezynfekować i goić rany najpierw wżera się w skórę pogłębiając ból.- Sadystka- wysyczał poderwawszy się i tylko dzięki przeszywającemu bólowi wywołanemu przez zioła oraz swojej zwinności nie rozpłaszczyła się na ścianie bądź podłodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz